Amerykański gigant wprowadza mało spektakularne uproszczenia, które mogą prowadzić do wielkiej rewolucji w biznesie.
– Strategia, którą przyjmuje wiele fast foodów, nazywa się „ja też”. Wprowadzają zmiany dlatego, że inni też wprowadzają zmiany. Nie rozumieją nie tylko swoich celów, lecz także tego, na co narzekają konsumenci – tłumaczy Business Insiderowi Chris Caldwell, rzecznik prasowy KFC.
Jak podaje portal, sieć skupia się na mniej spektakularnych celach niż inwestycje w najnowocześniejsze technologie, za to na takich, które z większym prawdopodobieństwem pozwolą na poprawę kluczowych parametrów o kilka procent.
Jedną z takich cichych rewolucji jest wprowadzenie mobilnych płatności przy użyciu usług dostarczanych przez Apple, Google i Samsunga. Zmiany zostały wprowadzone przy okazji prac nad bezpieczeństwem systemu płatności, które i tak trzeba było przeprowadzić.
Jeśli chodzi o proces dostaw, KFC w Stanach zaufało firmie DoorDash – niedawnemu startupowi, który chwali się doskonałą i innowacyjną logistyką, a sieci pozwala gromadzić więcej cennych informacji o klientach zamawiających jedzenie z dostawą. Posunięcie takie jest znów rodzajem cichej rewolucji – wprowadza istotną zmianę nie wymagając wielkich nakładów finansowych.
Innowacje technologiczne skupiają się też na obniżeniu kosztów pracy. Ale nie – jak robią to często firmy od „ja też” – na ekranach dotykowych, które zdaniem Chrisa Caldwella nie rozwiązują żadnego problemu klientów, ale na poprawie wydajności pracy managerów restauracji.
KFC stara się w ten sposób udowodnić, że płacenie pracownikom nie musi stać w sprzeczności z modernizacją i wprowadzaniem coraz bardziej zaawansowanych technologii – a pogląd ten nie zawsze podzielają zarządzający sieciami szybkiej obsługi. Postawa ta wpisuje się też w szeroko zakrojony amerykański plan „re-colonelization” (colonel to pułkownik, czyli Pułkownik Sanders, maskotka sieci) – prac nad powrotem do skupienia na jakości serwowanych produktów.